FANDOM: Shaman King (Król Szamanów)
Beta: -
Długość: ??
Beta: -
Długość: ??
Rating: +16 (tak na zapas)
Ostrzeżenia: lekki brak kanonu w stosunku do szkoły Rena Tao, pozatym, z czasem się pojawią adekwatne ostrzeżenia :)
Ostrzeżenia: lekki brak kanonu w stosunku do szkoły Rena Tao, pozatym, z czasem się pojawią adekwatne ostrzeżenia :)
- Yu-yu-chan…
Spojrzałam na wujka.
- Chciałbym byś zrobiła kilka silniejszych talizmanów.
Skinęłam i poszłam do świątynnej biblioteki. Co prawda
zaklęcia znam na pamięć- niemniej talizmany to nie jest taka prosta sprawa. Każdy
trzeba robić w innym kwartale księżycowym, nie mówiąc o wadze warunków
atmosferycznych i tym czego należy używać do tworzenia ich. Normalnymi
talizmanami zajmuje się wujek- mówi, że nie powinnam ich robić bo stracę czas,
który powinnam pożytkować na naukę.
Niemniej sprawa święta bogini Inari ma pierwszeństwo. Mam
nadzieję, że tym razem przyjdzie więcej osób niż zwykle… nie chcę żeby znowu
się zmarnowało tyle talizmanów… ile? Mnóstwo. Talizmany posiadają swoją moc
jedynie przez rok. Dlatego co roku wuj musi wyrzucać te, których nie sprzeda,
ani nie wręczy komuś w ramach prezentu.
No dobrze, powinnam skupić się na tym czego potrzebuję do
zrobienia silnych talizmanów… takich chyba nie powinnam robić wielu… nie wiem,
spytam wuja.
Otworzyłam notes i zaczęłam w nim starannie kaligrafować ile
czego potrzebuję na jeden talizman. Na trzy trzeba rzucić zaklęcie… tylko
kapłan może coś takiego zrobić. Odpada.
Złożyłam wszystko i pochowałam. Wujka zastałam przy drzewie.
Ścina zbędne gałęzie…
- Wujku.
Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Do zrobienia trzech talizmanów potrzeba kapłana.
Westchnął ciężko i wrócił do zajmowania się drzewem.
- Nie możemy ich zrobić.
- Oczywiście- skinęłam.- W tym roku będzie inscenizacja?
- Nie.
Od 12 lat nie było inscenizacji… ciekawe dlaczego. Zerknęłam
na wujka i odniosłam notatki do swojego pokoju. Ach… miałam go spytać ile ich
ma być… no nic, spytam jutro rano.
Poszłam do głównego budynku świątynnego by posprzątać w nim.
Robimy to dwa razy do roku i wujek ustalił, że dziś ja to zrobię. Hm… czy to
wujek codziennie zatyka dwa kadzidełka i je odpala? Ale dziwne… bo w kubełku na
wypalone nic nie ma. Być może to te same co zatknęłam ze staruszką.
Uśmiechnęłam się i pomodliłam się za syna staruszki raz
jeszcze. Zadął wiatr i koniec kadzidełka zabłysł żarem.
Przeszłam za ołtarz i rozejrzałam się z zainteresowaniem po
pomieszczeniu przeznaczonym dla boga i jego sług. Gdybym nie wiedziała, że są
oni niematerialni, uwierzyłabym, że przed chwilą tutaj siedzieli. Uśmiechnęłam
się delikatnie.
Jeżeli można powiedzieć, że jest coś co kochałam w mojej
rodzinie od zawsze- to tę świątynię i naszą wiarę w boginię Inari. Kochałam
słuchać historii o niej, o cudach jakie sprawiła z tego miejsca… i o klęskach.
O figlach jej podopiecznych… o wszystkim. To było jedyne poza kendo w czym
byłam dobra. Wierzenia.
Złożyłam posłania i schowałam je do wiadra, które ze sobą
przyniosłam. Gdyby był tu kapłan, on by się tym zajmował. Zwykły śmiertelnik
nie powinien mieć wstępu tutaj… kapłan może wchodzić do tego pokoju kiedy chce
i kiedy zostanie wezwany. Bogini daje mu do pomocy jedno ze swoich dzieci,
które go słucha i pomaga mu wraz z duchami opiekunami. Bogini z pewnością nie
jest zadowolona z powodu tego, że tylko dwa razy do roku ma zmienianą pościel…
nie otrzymuje też świeżej herbaty zbyt często- przemknęło mi przez myśl, gdy
chowałam do drugiego wiadra zastawę, która przez ostatnie miesiące tu stała.
Szybko wyszorowałam podłogę na połysk i pościerałam kurze.
Teraz tylko ułożyć posłania i zalać herbatę…
Spojrzałam na pusty wazon. Wygląda smętnie… a za oknem tak
pięknie kwitnie wiśnia! Wychyliłam się i ułamałam gałązkę.
Kiedy opuszczałam pomieszczenie spojrzałam na nie ostatni
raz. Teraz wygląda naprawdę pięknie… uśmiechnęłam się i zasunęłam drzwi. Kiedy
wychodziłam mimowolnie zerknęłam na kadzidełka. Oba wciąż dymią i palą się
jedynie na końcach.
Dobrze, moje dzisiejsze obowiązki zostały wypełnione… czas
na trening kendo!
*
Dziś znowu wracam z Renem… to nieomal zwyczaj. Zawsze po
treningach wracamy razem. Kiedy nie mamy klubu ja i tak idę do salki klubowej i
ćwiczę w niej.
- Dziś też idziesz do świątyni?
Zerknęłam na znajomego.
- Mieszkam w niej.
- Twoja rodzina opiekuje się tym miejscem?
- Tak.
Tao skinął. Rozstaliśmy się przy bramie i ze zdziwieniem
stwierdziłam, że na dziedzińcu ktoś jest… ale nie jest to mój wuj. Właściwie w
tym ostatnim nie ma nic dziwnego- miał dziś iść na duże zakupy. Ale samochód…
zmarszczyłam brwi. Samochodami nie można tu wjeżdżać, to bardzo stary
dziedziniec! Wręcz zabytkowy!
- Co wy robicie?!- krzyknęłam na parę ludzi stojących przy
karawanie.
- Jesteśmy Niesamowici Bracia Zen i…
- Nic mnie to nie obchodzi! Zabierajcie stąd to auto!
Bezcześcicie świątynię!
Zaczęli się ze mnie wyśmiewać… głupcy. Zmrużyłam oczy. Nagle
spoważnieli i spojrzeli za mnie. Zbledli i uciekli… zaraz… dlaczego uciekli?
Obejrzałam się za siebie. Ren? Przestraszyli się go? To raczej dziwne…
- Zapomniałem cię o coś spytać.
- Tak?- spytałam kolegę.
- Macie tu niedługo święto, prawda?
Skinęłam.
- W następną sobotę.
- Rozumiem… dzięki.
Dziwne… naprawdę dziwne. Mniejsza z tym. Głupi „bracia Zen”
zostawili ślady opon na dziedzińcu.
Szybko przebrałam się w mój strój miko i zabrałam się za
szorowanie kamieni. Kiedy się ściemniło przyniosłam sobie świeczki i ustawiłam
je wokół śladów.
- Yu-yu-chan…?
Spojrzałam na wuja. Przyjechał chyba taksówką, raczej nie
doniósłby tylu reklamówek.
- Co to za ślady?
- Jacyś idioci wjechali tu samochodem.
- Rozumiem… zostaw to, jutro jest sobota. Jutro się tym
zajmiesz.
- Mam plany na jutro- pokręciłam głową i wróciłam do
tarcia.- Poza tym nie mam zadań na ten weekend.
- Yu-yu-chan…
- To mój obowiązek wujku.
- Pewnie nic nie zjadłaś?
Niechętnie przytaknęłam, a on położył przede mną papierową
torbę.
- Proszę. Pójdę przygotować ofiarę dla bogini i opiekunów.
*
Położyłam rękę na ramieniu kolegi z klubu, a ten odwrócił
się do mnie ze zdziwieniem. Złote oczy błysnęły pytająco.
- Coraz lepiej ci idzie Tao-san.
Ren skinął mi w ramach podziękowania i wrócił do treningu.
Nie do wiary… chodzi tu tylko miesiąc. Musi mu naprawdę zależeć.
- Miya-san…
Pierwszak spojrzał na mnie, a ja podałam mu klucze.
- Nie będziesz dziś trenowała przewodnicząca?- zdziwił się
Katsu.
Natychmiast wszelkie rozmowy ucichły i spojrzenia wszystkich
skupiły się na mnie.
- Odrobiłam mój dzisiejszy trening z wami… chcę pomóc w
przygotowaniach do święta bogini Inari.
- To prawda, że przeprowadziłaś się do lisiej świątyni żeby
móc więcej trenować kendo?- spytała Kitami.
Skinęłam.
- To gdzie wcześniej mieszkała przewodnicząca?- spytał
Namize.
- Moi rodzice i rodzeństwo mieszkają na przedmieściach-
powiedziałam spokojnie.- Wybaczcie, ale w tym tygodniu nie będę miała wiele
czasu na klub.
- A ty zostajesz potrenować?- Miya spojrzał na Tao, a ten
skinął.
W świątyni zastałam już dziewczyny z urzędu pracy dorywczej.
Staruszek je poucza… heh.
- Dzień dobry.
Kobiety odwróciły się do mnie zdziwione. Wujek uśmiechnął
się radośnie.
- Yu-yu-chan! Dobrze, że jesteś. Nie potrafię wytłumaczyć w
prosty sposób czym różnią się talizmany. Nie wiem, czy to ja jestem taki do
tyłu, czy one są tak do przodu.
- Daj mi chwilę wujku, a wszystkim się zajmę. Miło mi panie
poznać, jestem Yujiro, wnuczka brata tego pana.
Około 20-letnie dziewczyny ukłoniły mi się na powitanie i
przedstawiły się. Poszłam się przebrać i wróciłam na dziedziniec. Wujek
poinformował mnie, że idzie popracować z talizmanami i zostawił mnie z
kobietami. Zabrałam je do głównego budynku żeby usiadły na schodach i zaczęłam
opowieść od najbardziej interesujących cudów odnośnie tego miejsca. Potem
wytłumaczyłam najprostsze różnice w talizmanach i oprowadziłam je po naszym
małym kompleksie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz