niedziela, 17 listopada 2013

Pogody, słońca, radości nam brakuje... [4]

Hello everynyan :)
Cóż, miało być w weekend- będzie w weekend. Niestety miniaturka wciąż siedzi w mojej głowie i wciąż wymaga głębszego przemyślenia. Jak już się ukarze pewnie będzie się wydawała tak prostą, że wielość mych spekulacji będzie wydawała się śmieszna. Nie da się jednak ukryć, że obecnie przy każdej z mych prac siedzę kilkakrotnie ją zmieniając... tak aby oddawała odpowiednie uczucia. Niestety, wiem, że memu warsztatowi wciąż wiele brakuje.

INDŻOJ!



FANDOM: Shaman King (Król Szamanów)
Beta: -
Długość: <20
Rating: +16
Ostrzeżenia: Cóż, znowu KREW. Taka przypadłość... poza tym, co to za walki bez krwi?
Bonus: tak więc zarys historii powstał 4 lata temu. Tak, CZTERY. Wtedy też powstała pierwsza wersja. W internecie pojawiła się wersja demonstracyjna składająca się z dwóch rozdziałów. Do podjęcia się odświeżenia tego i zamieszczenia zachęcił mnie mail, który odebrałam dziś rano. Cóż, planuję tym razem skończyć... to co tu będzie to POPRAWIONA WERSJA.





Muza leżała już w łóżku godzinę i czekała aż ktoś z dołu krzyknie, że jest śniadanie. Trwała jednak cisza. Nienaturalna cisza. W końcu zaniepokojona, uruchomiła swój głośnomówiący zegarek.
- 10:56- poinformował ją głos automatu.
Dziewczyna natychmiast usiadła. Coś było nie tak. Już dawno ktoś powinien ją obudzić. Postanowiła sprawdzić co się dzieje.
Przeszła po całym piętrze w poszukiwaniu któregoś z domowników, ale nikogo nie słyszała. Żadnego najlżejszego westchnienia, żadnego szmeru. Dopiero w sypialni Yoh znalazła Rena. Spał. Zeszła na dół i postanowiła zjeść spóźnione śniadanie. Zrobiła jeszcze porcję dla swego narzeczonego. Kiedy skończyła gotowanie, a on nie zszedł poszła na górę. Tao wciąż spał. Dziewczyna kucnęła przy nim i delikatnie dotknęła jego policzka. Na jej twarzy pojawił się pełen czułości uśmiech. Chwilę gładziła policzek chłopaka po czym cicho westchnęła i cofnęła rękę. Nie chciała by widział ją taką. Obawiała się, że mógłby ją wyśmiać i odrzucić… i znowu poczułaby się zraniona.
Nie wiedziała, że całą sytuację obserwował duch stróż jej narzeczonego.
Z jej twarzy zniknęły wszelkie uczucia.
- Ren wstawaj…
Jej głos potwornie zaskrzeczał i duch skrzywił się mocno, a chłopak natychmiast się obudził.
- Co…?- spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Już 11. Zrobiłam śniadanie.
Nie mówiąc już nic więcej wstała i wyszła. Ren natomiast usiadł i przeciągnął się. Nie wiedząc dlaczego miał bardzo dobry humor i czuł, że dzień będzie nadzwyczaj dobry. Kiedy ujrzał śniadanie jakie przygotowała dziewczyna uśmiechnął się. Nie było w tym jedzeniu nic dietetycznego i z pewnością nie mógł poskarżyć się na jego ilość. Owocowa sałatka oblana jakimś błyszczącym przezroczystym sosem i kanapki z dżemem wyglądały wyjątkowo smakowicie. Może i na co dzień nie przepadał za słodyczami, ale po długiej diecie takie słodkości ucieszyłyby każdego. Niezaprzeczalnym minusem był fakt, że do tego wszystkiego może nie było mleka- zastąpił je jakiś czarny sok.
- Przepraszam, że śniadanie na słodko, ale nie było składników na to o czym na początku myślałam.
- Nic się nie stało.
Ren sam nie wiedząc dlaczego uśmiechnął się do dziewczyny. Ta wyglądała na lekko zaskoczoną tonem głosu jakiego użył w stosunku do niej i poruszyła się niepewnie na swoim miejscu.
- Dobrze się czujesz?- spytała z niepokojem.
- Tak. Smacznego.
- Smacznego…- odpowiedziała cicho.
Sok okazał się być kwaskowatym sokiem z czarnej porzeczki, który świetnie równoważył słodycz śniadania.
Ren skończył jeść dopiero, gdy na talerzach i w salaterce było pusto. Przeciągnął się i spojrzał spokojnie na narzeczoną.
- Dobrze gotujesz.
- Dziękuję. Będziemy trenować dopiero po obiedzie. Teraz się ubierz, pójdziemy na zakupy.
Ren się lekko skrzywił, ale posłusznie poszedł się ubrać. Jeżeli Muza czegoś chciała należało to zrobić jak najszybciej. Zdołał się o tym przekonać w ciągu ostatnich trzech tygodni wraz z kolegami. Dziewczynę irytowały wszelkiego rodzaju spóźnienia, niedociągnięcia i niesłowność. Kiedy wyszedł na podwórko zastał na nim Muzę.
- Spóźniłem się?- spytał ironicznie, nie mogąc się powstrzymać.
- Nie umawialiśmy się. Zrobimy zakupy na tydzień.
- Dobra.

Kiedy już chodził z wózkiem obok dziewczyny, która trzymała się jego ramienia(co wprawiało go w zakłopotanie i irytację) nie raz słyszał chichoty nastolatków i komentarze starszych ludzi jacy to oni słodcy. Ren wściekał się, ale z drugiej strony rozumiał po części zachowanie znajomej. Była ślepa, a tutaj było głośno i dobiegające zewsząd odgłosy z pewnością utrudniały Muzie poruszanie się bez widomego przewodnika.
- Teraz do owoców.
Posłusznie poprowadził dziewczynę, a ta sama wybrała owoce. Nagle się zatrzymała.
- Lubisz kokosy?
- Nigdy nie próbowałem- odparł obojętnie.
Zabrała dwa i poprosiła by poszli po pieczywo.
- Ach… rano mógłbyś codziennie robić jogging do tej pobliskiej piekarni. Mielibyśmy świeże pieczywo.
- O której sprzedają?- odparł.
- O 5… budziłabym cię. Chcesz?
- A mam wybór?
- Mogę sama chodzić.
Wyobraził to sobie. Co by było gdyby się zgubiła? Albo jakby coś ją zaskoczyło- jak na przykład szybko jadący cichy rowerzysta tydzień wcześniej? Wtedy Yoh jej pomógł, ale teraz? Nie, zdecydowanie nie chciał by wpadła w kłopoty z powodu czegoś tak błachego jak świeże pieczywo. W końcu gdyby jej coś się stało on sam zostałby ukarany- Muza jak większość znanych mu dziewczyn z „dobrych domów” miała surowego ojca.
- Zdecyduj się do kolacji. Mięsa.

Kiedy wrócili taksówką do domu Ren dostał „wolne”. Dokładnie tak ten czas określiła dziewczyna. Tao zaskoczony swą wolnością postanowił wykorzystać ją na leniuchowanie przed telewizorem. Jeszcze niedawno w ogóle by o tym nie pomyślał, ale po trzech tygodniach spędzonych na ciągłym treningu, pracach domowych itrzymaniu diety, pragnął po prostu chwili bezmyślnego leżenia.
Gdy poczuł miłą woń wstał i poszedł za nią do kuchni. Zastał dziewczynę z ręką nad garnkiem, z którego parowało. Drugą ręką regulowała gaz. Z magnetofonu płynęły dźwięki jej ulubionego zespołu. Wróciła do stołu do krojenia warzyw. Szło jej to nadzwyczaj sprawnie i Ren ze zdziwieniem stwierdził, że mimo iż Muza co chwilę musi macać po stole by coś sprawdzić, lub węszy, to wszystko idzie jej szybko i bezbłędnie. Wrócił do salonu i wyłączył urządzenie. Poszedł do dziewczyny.
- Pomóc ci w czymś?
Sam się dziwił swymi słowami.
- Nie, ale dziękuję. Możesz zastawić stół? Obiad będzie za 10 minut.
- Jasne.
Tao wyszedł zastanawiając się skąd nagle u dziewczyny tyle uprzejmości. Miał zamiar o to zapytać, ale gdy ujrzał jedzenie zrezygnował. Nie tylko wyglądało ono świetnie, ale i tak pachniało. Lepiej było nie popsuć atmosfery przy posiłku jednym głupim pytaniem.
- Smacznego.
- Smacznego.
Gdy skończyli jeść Ren pomyślał, że teraz należałaby mu się sjesta…
- Masz godzinną sjestę- powiedziała dziewczyna, jakby czytając mu w myślach.- Potem potrenujemy.
- Mhm… a naczynia?
- Ja zmyję.
Godzinę później chłopaka obudził skrzekliwy głos. Usiadł i przeciągnął się.
- Jaki trening?
- 10 takich tras jak zwykle, a potem zobaczysz.
- Tylko 10?
- Tak- odparła dziewczyna.- Więcej nie jest konieczne.
 

2 komentarze:

  1. Witam, zgłosiłaś swojego bloga do oceny na weryfikator.blogspot.com do mojej kolejki. Problem polega na tym, że w tym momencie wszystkie oceniające mają zamknięte kolejki, w tym i ja. Na chwilę obecną wpisać mogę cię jedynie do wolnej kolejki i przygarnąć, kiedy z powrotem będę otwierała swoją. Zgadzasz się?

    Pozdrawiam,
    Malcadicta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, nie mam nic przeciwko. Zgłosiłam się do Ciebie ponieważ miałam nadzieję, że jeszcze załapię się do kolejki- ponieważ w ostatnim Twoim poście wspominałaś, że kolejka Ci się odblokowała :) Najwyraźniej spóźniłam się.
      Pozdrawiam,
      Oko008

      Usuń