sobota, 15 czerwca 2013

Złota Kapłanka [7]

Coś mnie wzięło i niedawno wpadłam na mojego bloga... i zdałam sobie sprawę z tego jak długo nie pisałam, jak bardzo zaniedbałam nielicznych czytelników. Zatem nadrabiam, choćbyście nawet nie lubili Złotej Panny :)
PS.: notki tak jakby z okazji moich urodzin i imienin wychodzą :D



FANDOM: Shaman King (Król Szamanów)
Beta: -
Długość: ??
Rating: +16 (tak na zapas)
Ostrzeżenia: tym razem brak :)







- Witaj.
Hm…? Przestałam zamiatać i odwróciłam się. Skądś znam tego mężczyznę…
- Znamy się?- spytałam spokojnie.
- Tak- odparł i dobył miecza. Zaraz. Miecza?!- Morgan, do miecza!
Co to ma być?! Natarł na mnie! W ostatniej chwili odsunęłam się… ale zatrzymał się dwa metry przede mną. Co? Zaraz… więc dlaczego się odsunęłam? Dlaczego miałam wrażenie, że mnie atakuje? To dziwne przeczucie…
- Cholera- mruknął mężczyzna i odskoczył.- Zmiataj stąd bo i ciebie się pozbędę!
Hm…?
- Nic mnie nie obchodzi kim jesteś! Wynoś się to nie poślę cię do świata duchów!
Nagle dojrzałam dziwną srebrzystą mgiełkę przede mną… zadrgała i mężczyzna został odrzucony w powietrze. Co tu się dzieje…?! Mężczyzna zawisł na chwilę w powietrzu… a z jego ciała trysnęła krew.
Runął na dziedziniec i rozpoznałam go. To on walczył z Yoh, Renem i ich kolegą!
I usłyszałam dziwny, odległy głos.
- Na mocy nadanej mi przez Inari-hime, skazuję cię na wieczne potępienie.
Liście, które zamiatałam nagle poderwały się i zawirowały nad ciałem mężczyzny, a ten zniknął. Pozostał po nim jedynie krwawy ślad.
- Co… co to było? To był szaman?- spojrzałam na mgiełkę, ale ona się rozmyła.- Odpowiedz mi!
Cisza. Cholera… lepiej szybko zmyję krew, wujek mógłby się zdenerwować. Nie mówiąc o tym, że gdy zaschnie, będzie trudniej ją wyczyścić.
*
- Ren.
Złotooki spojrzał na mnie pytająco. Zazwyczaj, gdy chodzimy razem to milczymy.
- Wczoraj w świątyni był szaman.
Przez chwilę zastanawiałam się co mogę powiedzieć o tym zajściu.
- Wydaje mi się, że to ten, z którym walczyliście z Asakura-kun i tym…
- Horo Horo.
Skinęłam.
- Zaatakował mnie, ale coś go powstrzymało. Ktoś. Widziałam to tylko przez chwilę, ale ta srebrzysta mgiełka… czy to mógł być duch?
Ren odchrząknął i przez chwilę milczał.
- Bason mówi, że to pewnie był Duch Pomocnik. Duchy Opiekuńcze są zbyt słabe by przegonić silnego demona lub średniej siły szamana. Nigdy się nie spotkałem z tym by duch mógł zrobić cokolwiek bez pomocy szamana, ale zwykłe duchy nie mogą jeść materialnego jedzenia. Co się stało z tamtym facetem? Zwiał?
- Został skazany na wieczne potępienie.
- Nie znam japońskich zaklęć.
- Ach… wybacz- uśmiechnęłam się słabo.- To zaklęcie zsyła duszę do wymiaru, z którego wyrwać cię może jedynie medium. Tak mówią święte zwoje.
- A mówiłaś, że nie znasz się na szamanizmie. Medium to typ szamana.
- Hm… nie wiedziałam. W każdym razie to miejsce można porównać do chrześcijańskiego piekła. Dlaczego ten szaman zaatakował ciebie i twoich znajomych?
Ren odchrząknął.
- Yoh może i nie wygląda, ale jest bardzo silny.
Skinęłam na znak, że przyjmuję to jako pewnik.
- Mówiłem ci, że ostatni Turniej Szamanów został przerwany. To przez tysiącletnią duszę szamana, który chciał zniszczyć ludzkość i zdobyć koronę szamanów. Ten facet rodzi się co pięćset lat, tym razem urodził się jako bliźniak Yoh, więc byliśmy w centrum zamieszania. Ostatecznie, Yoh go pokonał i zniszczył.
- Zabił?
Ren się zawahał.
- Niczego nie możemy być pewni. Kiedy wróciliśmy wszystko było normalnie. Przez miesiąc było spokojnie… ale zadzwoniły Dzwonki Wyroczni.
- Co takiego?
- To takie peigery, dowód, że bierzesz udział w Turnieju.
Skinęłam.
- Zapowiedziano wznowienie Turnieju… od dzisiaj za 2 miesiące wszystko zacznie się od nowa. Ten facet chciał nas „wyeliminować” poza Turniejem.
- Więc oszukiwał?- domyśliłam się.- Dlatego miał z wami szanse?
- Tak… ale to nie wszystko. Całkiem niedawno ujawniła się dziwna sekta.
Sekta? Ech… powoli przestaję za nim nadążać. Dopiero dowiedziałam się, że są ludzie widzący duchy, istnieją szamani, jakiś Turniej Szamanów… nie ważne. Muszę po prostu wszystko to przyjąć jako pewnik. Jakkolwiek szalone by to nie było.
- Kiedy ostatnio wracaliśmy z twojej świątyni walczyliśmy z nimi. To zgrupowanie mediów, które przyzywają demony.
Demony… to brzmi źle. Naprawdę źle.
- Nie wychodź nocami ze świątyni. Ona ma jako-taką ochronę.
Skinęłam.
- Dziękuję, że mi to wytłumaczyłeś.
Ren zarumienił się i odwrócił ode mnie głowę. Heh… zabawny.
- To do zobaczenia jutro- rzuciłam i przekroczyłam bramę.
*
- Takeyama-san!
Spojrzałam ku wejściu do klasy ze znudzeniem. Przewodniczący szkoły…?
- Coś ci nie pasuje?- spytałam.
- Przyszli ludzie z Tousho i wyzywają do walki najsilniejszych ludzi ze szkoły! Jeżeli nie wyjdą, zdewastują budynek!
Ta irytująca szkoła… już kilka razy miałam do czynienia z pojedynczymi wyrostkami z tej szkoły. Nic ich nie obchodzi. Debile.
- Zbierz mój klub- powiedziałam.- Albo lepiej powiedz temu durniowi Katsu, on ich zbierze.
Przewodniczący odbiegł. Eh… to naprawdę irytujące, ale wezwanie policji nic by nie dało. Wróciliby kiedy szkoła byłaby opustoszała, lub podczas festiwalu. Już raz tak zrobili.
Wyjęłam z torby wachlarz i wyszłam z klasy. Na korytarzu ludzie rozstępowali się przede mną- oto i zasługa plotek o mnie. Rena Tao spotkałam na parterze przy automatach z napojami.
- Tao-san!- podniosłam nieco głos.
Chłopak obejrzał się na mnie.
- Przewodnicząca…?
Rzuciłam mu klucze do klubu.
- Przynieś szesnaście shinai. Ludzie, którzy nie wiedzą co oznacza prawo, zamierzają z nami walczyć.
Skinął i odbiegł ignorując to, że właśnie wyleciał kartonik tego co kupił. Hm… mleko. Zabrałam to.
Wyszłam na dziedziniec i stwierdziłam, że grupa łobuzów licząca około setki stoi przy bramie. Część ma pałki i nie nosi nawet mundurków. Eh… usiadłam na schodach do szkoły i poprawiłam spódniczkę by nie pokazywała moich majtek. Po chwili usłyszałam jak drzwi za mną się otwierają i zamykają. Trzech chłopaków… o ile dobrze kojarzę, klub bokserski.
- Takeyama-san- skinął mi przewodniczący. Jego towarzysze spojrzeli na mnie z zainteresowaniem.
- Hej- skinęłam mu.
- Ty jesteś tą słynną „Świętą Lisicą z Klubu Kendo”?- spytał mnie chłopak z krzywym nosem.
- Ja słyszałam o Potwornej Przewodniczącej z Klubu Kendo- powiedziałam, a chłopak zachichotał i usiadł obok mnie. Wyciągnął do mnie rękę.
- Annouji Tenmei.
- Takeyama Yujiro.
- A ten duch?- spytał ciszej.
Widzi go…?
- Jesteś szamanem?- spytałam cicho.
- Medium- skinął.
- Nie widzę duchów. To prawdopodobnie Duch Pomocnik ze świątyni, w której służę.
- Acha- skinął.- To skąd o nim wiesz?
- Poznałam niedawno szamanów i jestem dość łatwowierna.
Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Jestem!
Tao…
- Miło- odparłam i wyciągnęłam do niego rękę z mlekiem.
- Dzięki, że je wzięłaś- powiedział i odłożył shinai ukryte w materiale po czym zabrał ode mnie kartonik i go otworzył.
- To Ren Tao, mój klub- powiedziałam.
- Rozumiem, że to jego poznałaś?- spytał mnie spokojnie Tenmei kiwając głową dwukrotnie.
Ren uniósł brew pytająco i spojrzał na mnie.
- Tak, medium- powiedziałam.
- O czym mówicie?- spytał przewodniczący klubu bokserskiego.
- O niczym- powiedział chłodno Tao.- O co chodzi?
Tenmei szybko streścił sytuację.
- Dlaczego nie wezwiemy policji?
- To nic nie da- powiedziałam.- Oni tu wrócą.
- Znasz ich?- zdziwił się Ren.
- Czasami wpadam na pojedynczych zbirów. Część policjantów się ich boi i udają, że ich nie widzą. Poza tym nie mają do niczego szacunku i są uparci.
- Dodajmy też, że nie cierpią ludzi z naszej szkoły- usłyszałam głos przewodniczącego szkoły.
- Dlaczego?- spytałam.
- Większość z nas ma dzianych rodziców, poza tym jak dobrze wiesz, nasze kluby sztuk walki mają naprawdę wysoki poziom. Jak ktoś się im stawia, to najczęściej osoba związana z naszą szkołą… i w dodatku nie używamy bodygardów, ale siłę naszych mięśni.
- Powiedz lepiej ilu nas będzie- powiedział Tenmei.
Przewodniczący westchnął.
- Zastępca Takeyama-san ma ściągnąć wszystkich z klubu kendo…
Tylko Ren się nie zdziwił.
- Od bokserów wasza trójka, z karate pięć osób, tek won-do jedna, zapasy dwie i aikido pięć. Plus siedmiu łobuzów chętnych do każdej rozróby. Ja nie biorę udziału.
- Eh… mają przewagę liczebną i zbrojeniową- powiedział Tenmei.
- Klub kendo zajmie się „zbrojnymi”- powiedziałam spokojnie.
- Jesteśmy przewodnicząca!
Zerknęłam na pierwszoklasistkę.
- Jesteś pewna?- spytał Tenmei.
- Rozciągnijcie się- nakazałam i wstałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz