FANDOM: Shaman King (Król Szamanów)
Beta: -
Długość: ??
Beta: -
Długość: ??
Rating: +16 (tak na zapas)
Ostrzeżenia: w tym rozdziale nadal mamy trochę informacji o shintoizmie... proszę nie brać ich za pewnik, zaznajomiłam się z pewnymi podstawami, ale część zmieniłam na rzecz mojego opowiadania- żeby pasowało.
Ostrzeżenia: w tym rozdziale nadal mamy trochę informacji o shintoizmie... proszę nie brać ich za pewnik, zaznajomiłam się z pewnymi podstawami, ale część zmieniłam na rzecz mojego opowiadania- żeby pasowało.
Ten koniec wachlarza, który zazwyczaj trzyma się w dłoni,
uderzył o miejsce w którym przed chwilą znajdowało się centrum mojej dłoni i
Ren został odsunięty dwa metry dalej. Wytrzeszczył oczy… i nagle upuścił miecz.
- Renny!- pisnęła Jun.
Tao przyklęknął na jedno kolano i złapał się za miejsce, w
które uderzyłam.
- Wygrywa Takeyama-san- oznajmiła Anna.
Podeszłam do niego.
- Nic ci nie jest? Normalnie trenuję na kukłach.
Tao skinął i wstał.
- Nie spodziewałem się, że atak czymś tak małym może być tak
bolesny. Pewnie będę miał sińca.
Uśmiechnęłam się i skinęłam… i wtedy ludzie zaczęli nas
oklaskiwać. Ren rozejrzał się zdezorientowany.
- Chyba powinniśmy podziękować publice- przechyliłam głowę
wciąż się uśmiechając.
Ren skinął i grzecznie ukłoniliśmy się publiczności. Kiedy
się wyprostowaliśmy otoczyły nas dzieci chcące potrzymać wachlarz lub shinai…
część żądała zademonstrowania kilku technik. Rozpierzchły się dopiero po 15
minutach i wtedy podeszliśmy do mojej chwilowej podopiecznej i szamanów.
- Mam nadzieję, że się nie nudziłaś?- uśmiechnęłam się
pogodnie.
- Cóż, mogło być lepiej- odwróciła głowę w bok z dumną miną.
Hihi… prawie jak Ren…
- Nic ci nie jest braciszku?
- Nie…
- Pokarz mi tą ranę.
- Nie ma żadnej rany Jun.
- Pokarz bo zacznę płakać!
A to dobre! Tao westchnął cierpiętniczo i rozpiął swój
kubraczek… i wszyscy wpatrzyliśmy się w fioletowego siniaka.
- Wow- powiedział Yoh.
- Chyba zacznę nosić wachlarz do samoobrony- mruknęłam z
zażenowaniem.
- Mój biedny Renny!- zielonowłosa wtuliła jego głowę w swój
biust… ła… czy ona nie jest zbyt słodka?
- Przestań kobieto!
Heh… dobrze, że nie ma tu ludzi z kendo… to straszni
plotkarze, nawet jeżeli tylko w naszym gronie.
- Nasmaruję ci to maścią.
- Nie rób ze mnie kaleki Takeyama!
W odpowiedzi złapałam go za ramię i pociągnęłam do wyjścia.
- Chodźmy- skinęłam na 12-latkę.- Twoja matka pewnie już skończyła
modlitwę.
Dziewczynka przytaknęła mi. Najpierw poszliśmy we trójkę do
jej mamy, która stała przy straganie.
- Dziękuję pani bardzo. Nudziłaś się kochanie?
- Nie. Chcę ten wachlarz.
- Nie ma za co- ukłoniłam się grzecznie i zaciągnęłam Rena
do mojego domu.
- Co to za miejsce?
- Dom, który zajmują członkowie mojej rodziny, którzy nie są
kapłanami. Maść mam w pokoju- puściłam go.- Chodź lub poczekaj tutaj.
Tao zarumienił się lekko i poszedł za mną.
- Skromnie tu masz- stwierdził, gdy usiadł na krześle przy
biurku.
- Żyjemy dostatnio, ale nie bogato. Teren świątyni jest
przede wszystkim miejscem kultu- odparłam grzebiąc w szufladzie.- Jest.
Wyjęłam jeszcze mgiełkę do ciała o zapachu zielonej herbaty
i rozsmarowałam na palcach trochę maści.
- Mogę to sam zrobić- zaznaczył Tao rozpinając chiński
kaftanik.
- Ja to zrobiłam, ja udzielę pierwszego wsparcia.
Kiedy zaczęłam wmasowywać maść w ranę Ren poczerwieniał i
odwrócił ode mnie spojrzenie. Po chwili odezwał się.
- To twoje rodzeństwo?
Spojrzałam tam gdzie on. Zdjęcie rodzinne…
- I moi rodzice.
- Obok ciebie stoi lis.
- Och… tak?- zdziwiłam się.
- Nie wiedziałaś? Więc to duch…
- Możliwe, że przebywa ze mną lis. To zdjęcie jest z okresu,
gdy już regularnie się tutaj modliłam.
- Co masz na myśli? Za ludźmi, którzy się tutaj modlą nie
chodzą lisy.
- No tak, ale nie każdy kupuje lub wykonuje jeden z
najsilniejszych talizmanów.
- Po co ci taki talizman?
- Cóż… chciałam żeby rodzice mieli lepiej płatną pracę, ale
równocześnie żeby spędzali więcej czasu w domu. Talizman Srebrzystego Lisa miał
w tym pomóc.
Tao skinął i syknął nagle.
- Przepraszam.
- Hę…?- spojrzał na mnie zdezorientowany. Nagle drgnął i
pokręcił głową.- To nie ty. Uciszam Basona.
Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- To twoi przyjaciele?
Zerknęłam na drugie zdjęcie, które stoi oprawione w ramkę.
- Tak. Ten chłopak to Kaoru-kun. Mieszkał naprzeciw mnie i
wychowaliśmy się razem bo moja mama oddawała mnie na przechowanie do jego
rodziny. Te dziewczyny poznałam w podstawówce. Kiedy dostałam się do naszego
liceum przez jakiś czas spotykaliśmy się regularnie… no, ale przeprowadziłam
się tutaj żeby móc spędzać więcej czasu na treningu kendo.
- A twoi obecni przyjaciele?
- Hm… Katsu się mnóstwo uczy, on jest u nas na stypendium.
Poza tym nie zawiązałam wielu bliskich znajomości. Znana jestem jako Potworna
Przewodnicząca Klubu Kendo- wyszczerzyłam się.- No, a po szkole przychodzę tu
żeby pomagać wujowi.
- Tylko wy dwoje opiekujecie się tym miejscem?
Przytaknęłam.
- Dlaczego się tu przeniosłeś?
Ren przez chwilę nad czymś myślał… i w końcu opowiedział mi
o Turnieju Szamanów i ogólnie o szamanach.
- Czyli kiedy cię nie było walczyłeś o miano Króla Szamanów-
podsumowałam.
- Wierzysz mi?
- Skoro wierzę w duchy głupotą byłoby nie wierzyć tobie.
Zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego?
- Kiedy zostaniesz Królem Szamanów spraw bym ujrzała duchy-
uśmiechnęłam się do niego.- Chciałabym móc osobiście podziękować za pracę tutaj
duchom opiekunom i duchowi pomocnikowi.
Zarumienił się lekko.
- Zobaczę co da się zrobić.
- Gotowe… czekaj, nie zapinaj bo będą ci ciuchy jechały tym
specyfikiem.
Zabrałam płatek kosmetyczny, rozdzieliłam go na pół i
przykleiłam do jego siniaka plastrem. Tao się pozapinał i wstał… a ja psyknęłam
w niego mgiełką. Prychnął i spojrzał na mnie z irytacją.
- To zapach zielonej herbaty, nic kwiatowego- uspokoiłam
go.- Poczekasz na mnie? Umyję ręce.
- Jasne.
Kiedy weszliśmy na dziedziniec od razu rozejrzeliśmy się za
jego znajomymi. Siedzieli na schodach do jednego z mniej ważnych budynków, więc
podeszliśmy do nich.
- Dziękuję za opatrzenie jego rany- powiedziała Jun.
- To nie była rana- wyrzęził pod nosem Ren, a ja się
uśmiechnęłam rozbawiona.
- Drobiazg, często sama mam sińce po treningach, więc miałam
wszystko czego potrzeba.
- Amidamaru mówi, że ta walka była niesamowita- powiedział
Yoh.- Jest samurajem, więc zna się na rzeczy.
Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- Dziękujemy- powiedziałam za siebie i Rena.
- Duch Opiekun nie jest taki skromny- zaśmiał się wesoło
Yoh.
- Kiedy zaczęłaś się uczyć tej sztuki walki?- spytał mnie
Morty.
- Hm… myślę, że jak miałam 5 lat.
Wszyscy wytrzeszczyli na mnie oczy, a ja roześmiałam się.
- Nie patrzcie tak na mnie. Mój wuj też jest w tym dobry,
trenuje codziennie. Zawsze lubiłam odwiedzać wujka, jest tu dużo miejsca-
zaśmiałam się wesoło.- Raz się zakradłam do Sali treningowej i zaczęłam się
bawić wachlarzem. Kiedy już mnie znaleziono dostałam niezłą reprymendę od wuja.
Coś w stylu „to nie służy do zabawy mała smarkulo”. Tata na mnie nawrzeszczał
za to, że się ukryłam… no i wtedy powiedziałam wujkowi, że chcę by mnie
trenował. Bywałam tu przez jeden weekend w każdym miesiącu i powoli nauczyłam
się wszystkiego co potrafił wujek.
- To naprawdę imponujące- skinęła Anna.- Widzisz Yoh? Ona
chce trenować sztuki walki sama z siebie, nie to co ty, leniu.
Okrutna… zachichotałam.
- No dobrze, muszę was chyba zostawić. Inaczej wujek i
Inari-sama zapamiętają, że zamiast pomagać wszystkim odwiedzającym skupiłam się
na jednej grupce. Do zobaczenia.
- Cześć.
*
Eh… tegoroczne święto wyszło naprawdę dobrze. Sprzedaliśmy
dużo talizmanów i dużo osób się modliło. Wujek mnie nawet pochwalił(doszły go
słuchy od znajomych odnośnie mojego pokazu Renka-sou). Dostałam w nagrodę bonusową
kasę od niego na to co zechcę sobie kupić, więc dziś- w kolejną sobotę po
święcie- umówiłam się z moimi przyjaciółmi i poszliśmy na zakupy. Świetnie się
bawiłam, ale rozmawiając z dziewczynami poczułam jak bardzo się oddaliłyśmy.
Teraz ich zainteresowania oscylują wokół idoli i
przystojnych chłopaków. Dały sobie na luz ze swoimi hobby. Albo inaczej mówiąc…
zmieniły hobby na chłopaków. Trochę to było irytujące bo nie wiedziałam jak z
nimi rozmawiać. Z drugiej strony Kaoru-kun jest ode mnie bardziej doświadczony.
Od 3 miesięcy ma dziewczynę i z niektórych moich słów po prostu się śmiał.
Chyba jestem zbyt pompatyczna i tradycyjna jak na obecne czasy.
- Wróciłam- obwieściłam przechodząc przez bramę.
Wujek zamiata… w sumie nie ma żadnego brudu, więc musiało mu
się nudzić skoro się do tego zabrał.
- Jak tam spotkanie z przyjaciółmi Yu-yu-chan?
Westchnęłam ciężko.
- Albo oni się zmienili, albo ja jestem strasznie dziecinna.
Wujek przestał zamiatać i patrzył jak idę przez dziedziniec.
- Zastanawiałaś się już co będziesz robiła po szkole?
Odwróciłam się przodem do niego.
- Słucham?
- Za jakieś 10 miesięcy kończysz szkołę, prawda?
Racja…
- Pójdziesz na studia?
- Nie nadaję się do tego. Masz coś przeciwko temu bym tu
pozostała?
- Powinnaś znaleźć sobie chociażby pracę na pół etatu.
Powinnaś przebywać z ludźmi w swoim wieku.
Nie chcę o tym dziś rozmawiać…
- Dziękuję za radę wujku. Pójdę już do siebie… pomóc ci w
czymś dzisiaj?
- Nie, nie trzeba.
Mimo jego słów w pokoju przebrałam się w strój miko.
Dzisiejsze spotkanie wcale nie przyniosło mi oczekiwanej przyjemności. Czy moje
poglądy są naprawdę takie dziecinne, naiwne, przestarzałe? Zawsze byłam tą,
która była najwierniejsza shintoizmowi. Dziewczyny używały religii tylko do
zyskiwania korzyści. Pamiętały to co chciały. Dziś spytały co za sens służyć
bogowi, który nie daje miłości, ale pieniądze, a i z tym cienko? Może mają
rację?
Nie.
Nie powinnam myśleć o takich rzeczach.
Wątpliwości- rzecz normalna. Ważne, by im nie ulec.
Najlepszym przepisem na takie zwątpienie jest poczytanie o obrzędach i
zaklęciach. A nuż znajdę coś czego jeszcze nie znam?
Uśmiechnęłam się do siebie i odwiesiłam sukienkę do szafy.
Po dwóch godzinach usłyszałam za sobą szurnięcie.
- Yu-yu…
- Tak wujku?
- Przecież mówiłem- westchnął.- Masz dziś wolne.
- To mnie relaksuje- powiedziałam i odwróciłam się do
starych zwojów.
- Wiara nie musi być wszystkim w twoim życiu.
- Nie nadaję się do zawodów kendo, ani nauki sztuk walki.
Rola miko jest na razie wszystkim co mam.
Wujek westchnął i zabrał zwoje, które jego interesowały.
Przez dłuższą chwilę przeglądał je i porównywał. W końcu pokiwał głową, odłożył
wszystko i wyszedł.
Zostawszy sama westchnęłam bezsilnie i odłożyłam wszystkie
zwoje na ich miejsca. Zaczęłam szukać czegoś czego nigdy nie czytałam… i w
końcu znalazłam dwa takie zwoje. Jeden dotyczy sztuki ikebany, a drugi… drugi
jest o wiele ciekawszy. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam go studiować.
*
- Witaj.
Hm…? Przestałam zamiatać i odwróciłam się. Skądś znam tego
mężczyznę…
- Znamy się?- spytałam spokojnie.
- Tak- odparł i dobył miecza. Zaraz. Miecza?!- Morgan, do
miecza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz