niedziela, 21 października 2012

Złota Kapłanka [4]

Wow, przypadkiem zauważyłam, że mam jednego widza! Rozwijam się heh... żeby nie było, że nie obserwuję bloga, wrzucam nowy rozdział Złotej Kapłanki. Co do "Pogody słońca" jestem bardzo niezadowolona z mojego opowiadania... muszę dużo zmienić. Tak dużo, że nie wiem, czy jest sens to publikować, ale pewnie to zrobię.

FANDOM: Shaman King (Król Szamanów)
Beta: -
Długość: ?? Rating: +16 (tak na zapas)
Ostrzeżenia: w tym rozdziale mamy trochę o shintoizmie... proszę nie brać tego zapewnik, zaznajomiłam się z pewnymi podstawami, ale część zmieniłam na rzecz mojego opowiadania- żeby pasowało.








- Daję ci specjalne pozwolenie, jako służąca bogini Inari- wykonałam połowę znaku skupiającego moc duchową i mrugnęłam do niego.
Dzieciak z radością usiadł na schodach i wpatrzył się we mnie, a ja zaczęłam swoją ulubioną historię. Po pewnym czasie zebrała się wokół mnie grupa dzieci, więc zaprosiłam je do zajęcia miejsc na schodach. Ich rodzice dziękowali mi skinieniami głowy i powiadamiali dzieci, że będą w ogrodzie przy głównym budynku, gdyby ich potrzebowały.
Historie bardzo podobały się dzieciom, ale po chwili doszłam do wniosku, że w takim tempie szybko mi się skończą, więc zaczęłam przeplatać je mitami i legendami o bogini i jej lisach.
- A czy talizmany zawsze tak działają?- spytała mnie jakaś rezolutna uczennica podstawówki kiedy skończyłam historię o biednym samuraju, który dzięki modlitwom i wierze mógł kupić wspaniały dom swojej licznej rodzinie.
- Obawiam się, że nie…- dzieci jęknęły.- Ale czy to nie byłoby zbyt proste?- mrugnęłam do nich.- Wtedy nikt by uczciwie nie pracował. Bogini pomaga tylko tym, którzy sami bardzo się starają i mocno w nią wierzą… opowiedzieć wam historię, która przydarzyła się mi?
- Tak! Tak!
Zaśmiałam się pogodnie.
- Kilka tygodni temu, gdy zamiatałam podwórze, świątynię odwiedziła starsza pani. Podeszła do mnie i poprosiła o pomoc w modlitwie o szczęście jej syna, który bardzo długo szukał pracy i nie mógł jej znaleźć…
Kiedy skończyłam dzieci były zachwycone i prawie wszystkie oznajmiły, że chcą podziękować bogini za pomoc dla tamtej rodziny. Niemniej, wszystkie są też wzruszone tą historią, którą nieco ubarwiłam.
- Więc może podziękujemy wspólnie?- zaproponowałam.
Nawet te dzieci, które nie wydawały się być przekonane poszły z nami. Poczekałam aż skupienie zniknie ze wszystkich twarzy, a potem rozdałam kadzidełka i zabrałam zapałki. Jednak kiedy wszystkie kadzidełka zostały zatknięte, wiatr zdmuchnął zapałkę, a zapalił wszystkie kadzidełka. Rezolutna uczennica podstawówki rozejrzała się za powodem, ale nie znalazłszy go, spojrzała na kadzidełka tak jak reszta dzieci.
Z prawdziwą wiarą.
Zadzwoniłam dzwonem, a dzieci się ocknęły. Sprowadziłam dwoje najmłodszych za ręce po schodach, a reszta zeszła żywo dyskutując. Rodzice większości czekają już na dole. Pozostałe dzieci odprowadziłam do ogrodu i rozbiegły się.
Wróciłam na dziedziniec i rozejrzałam się. Paru moich eks-podopiecznych opowiada coś z przejęciem rodzicom.
- Cześć.
Odwróciłam się i moje spojrzenie padło na Yoh, jakąś blondynkę… i niskiego chłopca.
- Witajcie- uśmiechnęłam się.
- To Anna Kyoyama i Oyamada Manta. Nazywamy go Morty.
- Miło mi was poznać- ukłoniłam się lekko.
- Kim jest ten duh stojący obok ciebie?
Spojrzałam zdziwiona na Morty’ego, a potem tam gdzie on patrzył.
- Yujiro nie widzi duchów- powiedział Yoh.
- To zapewne jeden z duchów opiekunów tej świątyni- uśmiechnęłam się pogodnie.
- Mało macie gości- zauważyła Anna oschle.
- Bogini Inari nie jest najbardziej lubianą boginią- powiedziałam spokojnie.- Szczególnie w miejscu, gdzie nie ma upraw ryżu.
- Nie jest również boginią finansów?
- Zgadza się, ale biznesmeni nie są zbyt wierzącymi osobami.
- Chcesz o coś spytać, prawda?- Anna spojrzała na mnie przenikliwie, a chłopaki uśmiechnęli się z zakłopotaniem.
- Widzicie duchy… więc możecie z nimi rozmawiać. Jak wygląda shintoizm z punktu widzenia takiej osoby?
- Hm…- mruknęła Anna.- Nie pytasz mnie o to, czy bogini Inari istnieje.
Uśmiechnęłam się pogodnie.
- Zgadza się.
- W shintoizmie oddajecie cześć tak zwanym świętym duchom. Amidamaru, duch człowieka, jest po prostu duchem. Moc duchów świętych jest większa i mogą one działać bez kontaktu szamanem, czy medium.
- Rozumiem- uśmiechnęłam się pogodnie.
- Twoja rodzina jest bardzo wierząca, to piękne miejsce- powiedział Yoh.
- Och… nie- pokręciłam głową.- Moi rodzice i rodzeństwo nie bardzo wierzą w jakąkolwiek religię. Wuj jest bratem mojego dziada, poza mną jest jedynym w rodzinie, który wierzy w te rzeczy.
- Anna! Yoh!
Spojrzałam w tamtym kierunku… wysoka piękna Chinka… a wraz z nią równie wysoki chińczyk i Ren Tao. Ten ostatni wydaje się być zirytowany czymś.
- Cześć Jun, Ren, Lee Pai Long- uśmiechnął się wesoło Yoh.
Lee Pai Long? Ten gościu od sztuk walki? Czy nie powinien być starszy…? Spojrzałam uważnie na mężczyznę i moja uwagę zwrócił dziwny szew na jego szyi.
- Cześć- powiedział Ren Tao.- Przewodnicząca, to moja starsza siostra, Jun…
- Miło mi cię poznać Takeyama-san! Bason wiele mi o tobie opowiadał! Ponoć jesteś świetna w kendo.
Och… co za entuzjastyczna osoba… uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- Muszę się jeszcze wiele nauczyć.
- Słyszysz Renny? Powinieneś być taki skromny jak Takeyama-san!
Ren zarumienił się jeszcze mocniej.
- Cicho Jun- burknął.- To jest Lee Pai Long. To Takeyama Yujiro, przewodnicząca klubu kendo w mojej szkole.
- Miło mi was poznać- ukłoniłam się lekko.
- On jest martwy- powiedziała Anna i skamieniałam.
Czy ona…
- Tak, czytam w myślach.
Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- Przepraszam jeżeli byłam niemiła, nie jestem przyzwyczajona do osób, które widzą duchy.
- Domyślamy się- powiedział spokojnie Ren.- Niewielu ludzi to umie.
Uch… pocieszające…
- Więc to ty jesteś ten cały „Duch Pomocnik”?- Ren spojrzał na powietrze obok mnie.
Zaraz!
Pomocnik…? Czy to znaczy… musi tu przebywać kapłan. Może wujek…? Anna prychnęła i złapała Yoh za łokieć.
- Chodź, skoro tu jesteśmy to pomodlimy się za dostatek twojej rodziny.
- To bardzo zadbana świątynia- powiedziała pogodnie Jun.- Twoja rodzina długo się nią opiekuje?
- Odkąd pamiętam i jeszcze dłużej- uśmiechnęłam się pogodnie.- Wywodzimy się od pierwszego kapłana tego miejsca. Nazwisko się zmieniło trzykrotnie, ponieważ dziedzicem zostaje zawsze kolejny kapłan. Teraz to trochę kłopotliwe bo nie mamy kolejnego… chociaż pojawienie się Ducha Pomocnika zwiastuje pojawienie się następnego.
- Bardzo dużo wiesz o historii swojej rodziny i tej świątyni- powiedziała Jun.
- Tylko tyle, ile opowiedział mi wuj…- zerknęłam w stronę budynku, w którym wuj powinien być i stwierdziłam, że idzie balansując trzema drewnianymi tacami z jedzeniem.- O wilku mowa. Przepraszam was- ukłoniłam się lekko i podeszłam do niego. Odebrałam mu dwie tace, a on sapnął z wdzięcznością i zdjął trzecią z głowy.
- Widziałem jak opowiadałaś historie tej świątyni dzieciom, bogini z pewnością spodobało się to bardziej niż teatr.
Mówisz staruszku…?
- Bogini nie lubi marnowania pieniędzy.
Zachichotałam.
- Więc po prostu jesteś sknerą?
- Powiedzmy- odparł i wszedł na schody do głównego budynku. Akurat Yoh z Anną zeszli. Anna spojrzała na mnie pytająco. Poczekałam aż wujek będzie poza zasięgiem wzroku.
- Doroczna uroczysta ofiara dla bogini i opiekunów- powiedziałam.
- Nie słyszałam o tym zwyczaju- zauważyła blondynka.
- To nie jest popularne. Tu przychodzi mało osób by się modlić, więc aby utrzymać przychylność bogini ofiarujemy jej i jej sługom codzienne posiłki. Dwa razy do roku robimy to uroczyście.
Blondynka skinęła.
- To bardzo interesujące- powiedział Yoh.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Coś nie tak?- spytał Asakura.
Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- Nie. Jestem przyzwyczajona do tego, że ludzie nazywają to dziwactwem lub marnowaniem jedzenia.
- Nawet ja składam ofiary Amidamaru…
- To duch, który się nim opiekuje- wytłumaczyła mi Anna.
Skinęłam. Oho, staruszek schodzi…
- Chodź Yoh…
- Ale Anno…!
- Czas na obrządek.
- A, chyba, że tak.
Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem i postawiłam jedzenie przed posągami opiekunów świątyni. Oddaliliśmy się z dziadkiem na 4 metry od nich i usiedliśmy tradycyjnie po środku głównej alei.
- Babciu, co oni robią?
- Ci… składają ofiarę z jedzenia bogini tego miejsca.
- Boginie też muszą jeść?
- Tutejsza lubi kuchnię tego pana. Co roku dostaje od niego jedzenie.
- Acha…
- A teraz patrz wnusiu.
Złożyliśmy ręce do modlitwy i spuściliśmy głowy. Zaczęliśmy modlitwę… ale co dziwne, wydawało mi się, że towarzyszy nam trzeci głos. Zignorowałam to jednak i skupiłam się na modlitwie ofiarnej.
- Babciu…!
- Cicho Miko-chan…
- Ale ryż znika.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz