poniedziałek, 22 października 2012

Ostatnia Krew [oneshot]



FANDOM: Naruto
Beta: -
Długość: oneshot

Rating: +16
Ostrzeżenia: nowy klan, trochę non-kanon, śmierć postaci, krew-dużo krwi



Do naszej wioski przybyła sama Hokage-sama. Wielki zaszczyt. Tak mówią. Mówią, że to wielki zaszczyt. Mnie tam to niewiele obchodzi. Może sobie być autorytetem w kwestii leczenia… ale ja mam własne sposoby. I nie przepadam za ninja. Nie wspominając już o tym, że większość moich klientów trafia do mnie po spotkaniu z ninja. I nic mnie nie obchodzi, że są missing-ninami. Chorzy ludzie to chorzy ludzie…
Odwróciłam się od okna i skupiłam się na przygotowywanej przeze mnie mieszance ziół. Nie minęło jednak dużo czasu, a usłyszałam jak ktoś ciągnie za sznurek przy dzwonku. Zaskoczona spojrzałam ku drzwiom. Ktoś został ranny? Czyżby słynna Tsunade była zbyt dumna by uleczyć jednego ze zwykłych wieśniaków? Cholera, spodziewałam się, że gdy przyjdzie to będę miała trochę wolnego. Nadrobię braki w ziółkach i mieszankach, czy coś… w końcu moi klienci odeszli stąd trzy dni temu, bo się jej wystraszyli.
Kiedy wyszłam z mojego ulubionego gabinetu dzwon zabił już trzeci raz. Poprawiłam rozwiązaną yukatę narzuconą na moje ramiona i z pełną premedytacją zwolniłam. Kiedy otworzyłam drzwi grupa, która się do mnie dobijała była już przeszło 10 metrów od drzwi. Wracają się…
Na noszach mają nieprzytomnego człowieka.
- Czego chcecie?!
Zatrzymali się i pierwsza odwróciła się ku mnie blondynka.
Cholera… to jest słynna Księżniczka Tsunade. Kiedy moi rodzice żyli, opowiadali mi o niej. Znali ją.
- Czego od prostej wiejskiej zielarki chce Gromowładna Księżniczka Tsunade?!- spytałam ostro.
Kobieta zamarła na chwilę, a potem padła na kolana i złożyła mi pokłon.
Zaraz… pokłon?
- Zanshii-san, proszę, ulecz mojego ninja!
Prosi… ona prosi?! Zmrużyłam oczy. Jakby to nie jej ludzie zabili moich rodziców i brata! Oczywiście, nie ona wtedy rządziła. Jednak… jeżeli nie pomogę, mogę być pewna mojego zgonu. A potem umrą moi klienci.
- Wejdźcie- powiedziałam cofając się do domu. Poprowadziłam ich do największego pomieszczenia. Niegdyś jadaliśmy tutaj posiłki…- Informacje…?
- Grupa krwi B- powiedziała Hokage.- Doszło do ciężkiego oparzenia… nie chce się wyleczyć, jest w śpiączce od miesiąca.
Przyjrzałam mu się z daleka i przesiałam dłonią moje długie, czarne niczym noc włosy. Blondyn, dość nietypowy kolor włosów. Właściwie, nigdy nie widziałam blondynów.
- Rozbierzcie go do bielizny.
Hokage skinęła mężczyźnie w masce na twarzy. Kiedy blondyn już leżał podeszłam do niego i przyjrzałam mu się. Dość szczupła i drobna budowa ciała. Nie nazwałabym go przystojnym, ani silnym. Jednak pozory mylą, skoro przybyła tu z nim sama Hokage.
Westchnęłam i usiadłam przy nim i chwilę badałam jego ciało opuszkami palców. Jeżeli niczego nie ukryli… to dziwne, że przeżył.
- Zaraz wracam- powiedziałam i przeszłam do gabinetu, w którym pod podłogą trzymam mały sejf. Wyjęłam z niego strzykawkę pełną krwi.
Kiedy wróciłam dwie dziewczyny wypytywały Hokage, czy powinna mi oddawać do leczenia Naruto.
- Zanshii-san…
Spojrzałam na kobietę obojętnie.
- Jakie masz szansę na pomoc mu?
Hm…
- Stuprocentową o ile niczego istotnego przede mną nie ukryliście… wypuściłam kroplę krwi ze strzykawki.- Nie zatailiście niczego, prawda?
Kobieta zaprzeczyła.
No to czas na leczenie…
Wprowadziłam do jego krwioobiegu ostatnie mililitry krwi odziedziczonej po moich rodzicach. Po chwili skóra zaczęła parować i łuszczyć się… po jakiś pięciu minutach stwierdziłam, że kobieta mnie okłamała. Bez czyszczenia strzykawki pobrałam krew od siebie. Spojrzałam na nią chłodno.
- Okłamałaś mnie.
- Słucham…?
- Ten chłopak jest jiinchuriki.
Kobieta się lekko wzdrygnęła, a kilku młodych ninja wymieniło się pytającymi spojrzeniami.
- To coś zmienia?- spytała mnie kobieta.
Parsknęłam.
- Oczywiście. Jiinchurikich nie powinno leczyć się w taki sposób jak zwykłych ludzi. Teraz muszę go zabić- przyłożyłam strzykawkę do jego ramienia.
- Nie!- różowowłosa znalazła się przy mnie i złapała mnie za nadgarstek…
W tej chwili pojawiły się trzy demonie ogony i jeden przebił jej ciało. Skamieniała wytrzeszczając oczy. Cholera… moje prawe ramię przeszył kolejny ogon. Chłopak ma już 7 ogonów, a jego ciało zawisło na wysokości dwóch metrów… zaczyna je otulać demoniczna chakra. Skoro nie zdążyłam, muszę poczekać aż się uformuje…
Strzykawka wybuchła mi w ręce.
- Odsuńcie się pod ściany- powiedziałam spokojnie.- A ty sama się lecz.
- Spróbujcie się wycofać…!
Idiotka. Przecież mówię…
Demon wycofał swój ogon z mojego ramienia i teraz formowanie się ciała i ogonów przyspieszyło. Dobrze… zerknęłam na różowowłosą. Robi to co jej nakazałam. Doskonale, przynajmniej ona współpracuje…
Uformował dziewiąty ogon!
- Tajemna Technika Zanshii!- krzyknęłam odskakując.- Trzecia Krew! Okowy Śmierci!
Z kałuży krwi, którą po sobie zostawiłam wystrzeliły cienkie łańcuchy, które obwinęły i unieruchomiły demona.
- Nie atakujcie go!- nakazałam ninja gotowym do kontrataku.- Zdejmijcie ją z ogona!
- Wykonać!- huknęła Tsunade.
Przez kolejne 5 minut trwała akcja pod tytułem „utrzymać przy życiu nierozsądną dziewczynę”.
- Zanshii-san…
Zerknęłam na blondynkę i w tej chwili rozległ się ryk… od którego cały mój dom się rozleciał. Coś jak bomba dźwiękowa. Skupiłam się na Kyuubi’m i zamknęłam mu pysk.
- Czy nadal możesz pomóc Naruto?
Nadal… cóż, to się nie zgadza z traktowaniem jiinchuurikich jakie zazwyczaj występuje.
- Naruto to ten nastolatek…?
Skinęła.
- Cóż… zawsze można pomóc człowiekowi, który oczekuje na pomocną dłoń.
Odetchnęła.
- Ale jeżeli zdecydujecie się na tę pomoc, on już nigdy nie będzie taki jak wcześniej.
Kobieta się wzdrygnęła na te złowieszcze słowa.
- Co się stanie?- spytał poważnie zamaskowany ninja.
Jak by to im opisać…?
- W najgorszym wypadku, jeżeli on przeżyje to stanie się demonem. Zajmie miejsce duszy Kitsune no Kyuubi’ego.
- Czyli… Naruto wyglądałby jak teraz Kyuubi? Miałby tę moc i… i nie zagrażałby nikomu w wiosce?- spytała mnie z nadzieją Tsunade.
- Hm… cóż… chakra demonów porusza się wedle ich woli. Tak więc, jeżeli Naruto-Kyuubi zechciałby się na kimś zemścić i wpadłby w spiralę nienawiści… nie wykluczam, że stałby się zły. Ale teraz, bezpośrednio po tej swoistej operacji, nie powinien być groźny o ile nigdy nie był. Mam rozpocząć?
Hokage przytaknęła.
- Muszę was ostrzec przed czymś jeszcze… my mamy niewielki wpływ na to co się stanie. W osiemdziesięciu procentach mamy możliwość na klęskę. Wtedy musicie wkroczyć wy. Poza tym na sukces mamy jakieś dwie do trzech godzin.
- Co mamy robić?- spytała Hokage.
- Wierzyć… tylko to możecie. Więc, zaczynamy?
Skinęli.
- Gai, razem z drużyną ewakuuj wioskę. Sai, wyślij do Konohy wiadomość. Mają nikogo nie wpuszczać, ani nie wypuszczać nim nie wrócę żywa. Niech wzniosą najmocniejsze zabezpieczenia.
Pięciu ninja opuściło pomieszczenie, a ja spojrzałam z wahaniem w oczy Kyuubi’ego. Naruto jeszcze nie umarł…
- Uleczę pani ramię…
- Nie- pokręciłam głową.
Złożyłam znak tygrysa i chwilę krzywiłam się z bólu utrzymując mentalną kontrolę nad Okowami Śmierci i starając się obmyślić plan.
Gdy oczy lisa na chwilę błysnęły błękitem odetchnęłam. Wróciła dzika czerwień i w tej chwili biżuteria, którą się obwiesiłam ukazała swe prawdziwe oblicze. Długi, cienki łańcuszek z przywieszkami w kształcie płatków kwiatów zaczął się rozwijać unosząc w powietrze. Oto i moja indywidualna technika…
Kiedy już cały 10-metrowy łańcuszek wisiał w powietrzu tworząc wokół mnie spiralę, westchnęłam. Czas na ostatni krok. Trzeba nieco pomóc blondynowi.
- Uwaga! Wypuszczam go!
Ledwo to krzyknęłam, uczyniłam to i natarłam na Kyuubi’ego łańcuszkiem. Liście z cichym szmerem zaczęły nieprawdopodobnie szybko wirować. Pierwszy ogon został odcięty i demon ryknął ze wściekłości.
Odosobniony ogon został pojmany w nowe Okowy Śmierci. W podobny sposób udało mi się pozbyć jeszcze 6 ogonów lisa. Podczas chwytania szóstego demon był już gotowy do ataku, więc go zniewoliłam.
- Dlaczego zaryzykowałaś?- spytała mnie Hokage.- I nie zaczęłaś techniki…
- Nie technika uzdrowicielska uratuje waszego przyjaciela- powiedziałam spokojnie.
- Więc co?
- Obecnie między nim, a demonem nie ma żadnej ściany, mimo tego, że dusza lisa wciąż znajduje się w jego ciele. Ciało chłopaka stało się medium demona. Wszystko zależy od waszego towarzysza… czy jego dusza pochłonie duszę demona, czy też demon pochłonie jego. My możemy zrobić tyle co przytrzymać demona na jakiś czas bez ranienia go. Bowiem póki dusza Naruto żyje, raniąc Kyuubi’ego ranicie przyjaciela.
- Więc dlaczego odcięłaś ogony…?- spytał chłopak z psem.
- To raczej zabezpieczenie żeby po tym jak stracę siły nie miał od razu całej mocy. Nie zraniłam tej dwójki, ponieważ one wciąż istnieją. Nie mogę też osłabić duszy demona. Nie możemy praktycznie nic.
- Skąd wiesz, że Naruto żyje?
- Nie wiem.
Zapadła ponura cisza. Nagle odezwała się dziewczyna, która powstrzymywała mnie przed zabiciem demona.
- Naruto nie poddałby się tak łatwo! On na pewno żyje!
- Nie możemy mu przekazać, że ma pochłonąć Kyuubi’ego?- spytała mnie cicho Tsunade.
- Moglibyśmy gdyby był chwilowo przy władzy. Ale on jeżeli żyje, to teraz przegrywa.
Przez następne dwie godziny nikt się nie odzywał. Część się modliła w ciszy, a inni wpatrywali się w demona z wiarą. Oni nie mogą tego czuć… ale ja to wiem. Dusza blondyna z nim otwarcie i zacięcie walczy. Raz na jakiś czas, niestety rzadko, dostrzegam złote przebłyski na futrze demona- bez wątpliwości Naruto. Niestety, pojawiają się na krótkie chwile… sprawdza, czy wciąż ma czas lub nie jest w stanie utrzymać kontroli.
Ale ja się przeliczyłam. Nie wytrzymam więcej niż 10 minut.
- Odsuńcie się na 20 metrów od nas. Nie utrzymam tego zbyt długo.
Wybacz Naruto…
Ledwo to zrobili zerwałam wszelkie ograniczenia. Demon w mig pojawił się przy mnie i jednym z ogonów, które wciąż ma przebił mnie.
Mimowolnie się uśmiechnęłam pomimo bólu. Odskoczył ode mnie i zjeżył się na mnie.
- Zanshii-san…!
Tak bezpośredni atak… to jak dar…
Przyczaił się obserwując mnie. Uniosłam rękę na znak, że wszystko jest dobrze. Kyuubi zaczął okrążać mnie przyciskając tułów do resztek podłogi mego domu. Cały czas jest gotów do skoku…
Nagle prychnął kręcąc łbem. Przez ułamki sekund widziałam błękitne oczy.
- To oczy…- powiedział ktoś za mną.
- Co?!- krzyknęła osoba z drugiego końca kręgu.
- Naruto wciąż walczy!
Demon ruszył na mnie… przemknął po podłodze i otworzył pysk gotów ugryźć. Uśmiechnęłam się kpiąco. Nie ładnie demonku… zatopił kły w moim ramieniu i momentalnie odskoczył plując.
- Czego się spodziewałeś Kyuubi?- uśmiechnęłam się do niego.- Smacznej słodkiej krwi? Widać nie miałeś do czynienia z Trzecią Krwią Zanshiich. Tajemna Technika Zanshii! Trzecia Krew! Bóg Śmierci!
Krew wytrysnęła potokiem z moich ran i oplotła mnie. Kiedy znów widziałam wszystko wokół, byłam odziana w czarne kimono, moje ciało jest pokryte fioletową krwią… Uśmiechnęłam się do demona i obwinął mnie mój łańcuch.
Demon chciał odzyskać uwięzione ogony, ale łańcuszek natychmiast mu przeszkodził.
Nagle demon odwrócił się… i ruszył na mnie. Cholera! Zapomniałam się i posłałam całą broń daleko od siebie!
Naciera na moje serce… aż zbyt dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że moja krew jest dla niego niebezpieczna!
Nagle skamieniał. Dyszy… i ogony są złote! Ale reszta jest ruda…
Łańcuch otoczył mnie wirem. No Naruto… teraz pochłoń całego Kyuubi’ego. Odskoczyłam na bezpieczne 5 metrów.
- Co się…
- To Naruto, prawda?!- krzyknęła różowowłosa, a ja skinęłam.
- Złoto i błękit należą do waszego kolegi.
Ostrożnie rozwinęłam Okowy Śmierci, które przytrzymywały ogony odłączone od demona… stwierdziwszy, że są one złote puściłam je.
Złota sierść stara się pochłonąć czerwoną podążając od ogonów, do reszty ciała lisa… demon zaczął się tarzać warcząc i szczekając.
Nagle skamieniał… legł bez życia.
A potem nagle cały stał się złoty i otworzył piękne błękitne oczy… i chwilę później zemdlał. Złota sierść i chakra zniknęły.
- Naruto!- różowowłosa natychmiast podbiegła do chłopaka. Westchnęłam z ulgą i usiadłam. Moja krew wróciła do ciała. Dziewczyna sprawdziła co z blondynem i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Dziękuję- wyszeptała.
- To wy daliście mu szansę- machnęłam ręką.
Hokage stanęła przy mnie.
- Teraz mogę panią uleczyć?
Spojrzałam na kobietę ze znużeniem.
- Ciała Zanshiich są odporne na medyczne techniki. Na szczęście nasza krew i chakra regenerują się szybciej niż u większości ludzi.
- Mogę wiedzieć dlaczego demon nie atakował pani zbyt aktywnie?
Parsknęłam z rozbawieniem.
- To żadna tajemnica… mój klan znany był niegdyś z trzech rodzajów krwi. Każdy członek miał jeden. Zwano je Krew Życia, Krew Snu i Krew Śmierci. Wszyscy byli medykami. Krew Życia… wprowadzona do krwioobiegu leczy każdą, najcięższą chorobę. Mój ojciec posiadał Krew Życia. Krew Snu wprowadza człowieka w śpiączkę, z której wyprowadza kolejna dawka tego typu Krwi… Krew Śmierci zabija w 15 sekund po wejściu w krwioobieg. Chakra w styczności z moją krwią zanika. Kyuubi wyczuł, że ilekroć mnie atakował znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Jak to się stało, że tylko ty zostałaś z całego klanu? Skoro jesteście medykami…
Spojrzałam na kobietę chłodno.
- Śmieszne pytanie- warknęłam.- Bardzo śmieszne.
- Co ma pani na…
- To, że to ninja z Konoha Gakure zabili moich rodziców 14 lat temu. Jutro za dnia zbadam go. Nie chcę od was tych splamionych krwią pieniędzy. Po tym, odejdziecie.
Wstałam i odeszłam do Tajemnej Sali Sanchii. Od śmierci rodziców często tutaj sypiam. Skuliłam się na posłaniu między zwojami.
*
Ziewnęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.  Jak zwykle. Bezpiecznie, cicho, półmrok…
Sięgnęłam po samotne jabłuszko i odgryzłam spory kawał. Po tym „śniadaniu” przejrzałam zwoje traktujące o leczeniu demonów, jiinchurikich i „boskich ludzi” po czym podeszłam do drzwi z pieczęcią mego klanu. Kropla krwi sprawiła, że zniknęła blokada z drzwi.
Wyszłam do świata ludzi i rozejrzałam się. Ninja już na mnie czekają… blondyn nadal jest nieprzytomny. Podeszłam do nich.
- Naruto znowu zapadł w śpiączkę- powiedziała Hokage.
- Śpiączka- mruknęłam i szybko przypomniałam sobie informacje ze zwojów.- Czyli boski człowiek- usiadłam obok chłopaka i dotknęłam jego czoła. Tak jak przypuszczałam, gorączka.
- Boski człowiek?- spytała mnie niepewnie różowowłosa.
Westchnęłam.
- Mój klan specjalizuje się w leczeniu od wieków. Przodkowie prowadzili też kartoteki chorych. Ja nigdy nie miałam do czynienia z jiinchuriki, ale oni tak.
- Kogo nazywano boskim człowiekiem?
Spojrzałam na zamaskowanego ninja i westchnęłam.
- W tamtą stronę powinna być kamienna wanna wkopana w ziemię. Nieopodal jest… lub była studnia. Znajdźcie mi to.
Po chwili wanna została wysprzątana i napełniona wodą ze studni. Upuściłam do niej kroplę krwi. Po chwili woda się zabarwiła na żółto. Jest mętna.
- Zdejmijcie mu bieliznę i włóżcie do wody tak by nie dotknąć jej samemu. Roztwór mojej krwi jest tak gęsty, że on będzie się unosił na jej powierzchni.
- Czy to nie jest dla niego groźne?
Zerknęłam na Hokage.
- Co go nie zabije to go wzmocni.
Uzumaki najpierw chwilę pływał po powierzchni wody, a potem się zanurzył. Poziom roztworu zaczął się powoli obniżać. Rozległ się cichy, monotonny syk, ale nie pojawiła się para wodna.
- Obecnie organizm Naruto ma problem ilością chakry jaką posiada. Dlatego jest w śpiączce. Roztwór mojej krwi o takim stężeniu działa kilkakrotnie wolniej i nie jest tak niebezpieczny jak w normalnym stanie. Innymi słowy, dałam organizmowi i chakrze Naruto wspólnego wroga. Poza tym teraz ciało Naruto musi się zmienić, musi się stać boskim człowiekiem.
- O co ci chodzi z tym boskim człowiekiem?!- zirytował się właściciel psa.- Powtarzasz to i powtarzasz!
- Wygląda na to, że wasz znajomy nie zdołał… przełknąć… całego lisa. Moc przełknięta stała się jego mocą, zwykłą mocą. Ale moc, która pozostała na zewnątrz również potrzebuje właściciela i przyssała się do Naruto… zmieniając go.
- Dlatego powiedziałaś, że Naruto może zastąpić sobą duszę Kyuubi’ego- powiedziała Hokage.- Co przewiduje forma boskiego człowieka?
- Przed wieloma laty po świecie chodziło ponoć więcej demonów… niektórzy ludzie dawali radę przejmować ich moc tak jak Naruto. Ponoć w ten sposób liczba demonówi i ludzi z chakrą wzrosła. Część ludzi, którzy walczyli z demonami wchłaniając je zasypiali. Budzili się w ciałach demonów lub jako bogowie. Stawali się przedmiotem kultu swoich wiosek. Boscy ludzie w odróżnieniu od nas posiadali części ciał zwierząt. Nie martwcie się- dodałam widząc niepokój ninja.- Ten sposób powinien przyspieszyć przemianę Naruto… i zminimalizować efekty oddziaływania bezpańskiej chakry.
- Skąd wiesz to wszystko tak dokładnie? Twój klan naprawdę leczy od tak dawnych czasów?- spytała Hokage.
Westchnęłam.
- Mówiłam, większość rzeczy jest udokumentowana. Przyjmowaliśmy rannych z różnych pól walki… teraz również tak jest, z tego względu „pozbyto się” moich rodziców.
Hokage spuściła spojrzenie.
- Zmiana Naruto sprowadzi się najpewniej do możliwości przemiany w lisa, lisich uszu i ogona. Może zyska pazury lub wąsy, ale więcej nie powinno mu grozić. Ah… powinien być gotowy na to, że jego dzieci też będą boskie. To będzie ich cecha klanowa, do dnia wyrżnięcia w pień.
Nagle rozległo się bulgotanie… i z roztworu wyłonił się prychający blondyn. Z zainteresowaniem stwierdziłam, że ma złote duże uszka zakończone białą sierścią. Zaczął prychać w rękę… i moje spojrzenie zatrzymało się na dłoniach o długich smukłych palcach, które kończy coś pomiędzy pazurami, a paznokciami.
Wstałam i zdjęłam z ramion narzucone na nie kimono. Oddzieliłam go nim od nas.
- Wstawaj.
Chłopak po krótkie chwili wahania zrobił to i wsunął ręce w rękawy. Wyszedł z wanny dopiero, gdy się porządnie związał. Rozejrzał się.
- Cześć. Gdzie jesteśmy?
Głupiec…
- Debilu!- Sakura go uderzyła.- Nie można ci ryzykować życia! JASNE?!
- E… dobrze Sakura-chan… kim pani jest?
Hokage wstała i Naruto spojrzał na nią.
- To światowej klasy medyk. Nie mogliśmy zbudzić cię ze śpiączki, w którą zapadłeś więc przyszliśmy prosić ją o pomoc.
- Śpiączki…- powtórzył nagle stając się nieobecny.- Ale pamiętam cię- spojrzał na mnie.- Widziałem cię już raz, kiedy walczyłem z Kyuubi’m. Czy to był sen?
- Nie. Opisz nam tę walkę.
Chłopak podrapał się po karku i skamieniał. Nagle odwrócił głowę i zaczął się obracać chcąc coś dostrzec.
- Naruto, przestań! Zanshii-san o coś spytała!- krzyknęła na niego Sakura.
Zignorował ją. Wciąż się wierci…
Złapałam go stanowczo za brodę.
- Co cię niepokoi?- spytałam.
- Włosy. Jakby mi urosły, ale ich nie ma…
- Zobaczę co z tym- powiedziałam i  stanęłam obok niego. Odchyliłam mu kimono, a on się zarumienił…wygląda na to, że przez cały jego kręgosłup biegnie linia złotej sierści.- Urosły ci włosy aż do ogona.
- CO?! Jaki ogon?! Co za…
Tsunade go uderzyła, a on natychmiast spotulniał.
- Gadaj o walce. Potem my ci powiemy co się z tobą stało.
Skinął i przez chwilę milczał.
- No… to było dziwne. Spałem… ale obudził mnie Kyuubi. Byliśmy w moim umyśle i tak po prostu wyszedł z klatki… której w sumie nie pamiętam. Jakby zniknęła. Nie mogłem zrobić żadnych jutsu. On też jakby stracił chakrę… w ogóle się do mnie nie odzywał i był jakiś dziwny…- podrapał się po policzku i krzyknął z bólu. Eh…- Pazury?!
- Naruto- warknęła Hokage.
- Tak-tak!- pokiwał szybko głową podczas, gdy ja przyglądałam się ze stoickim spokojem jak jego rana się leczy.- Raz na jakiś czas przeklinał, ale ogólnie nie wyglądał jakby zwracał na mnie większą uwagę… i wtedy na chwilę znalazłem się w innym miejscu. To w sumie nie trwało zbyt długo… zobaczyłem ciebie- spojrzał na mnie przenikliwie.- Za tobą ktoś stał, chyba nawet dwie osoby… ale potem znowu znalazłem się w moim umyśle. Potem było ciężej. Kyuubi się na mnie prawie całkowicie skupił. I znowu kiedy wygrywałem zobaczyłem cię- zwrócił się do mnie.- Byłaś naprawdę ciężko ranna…
Spojrzał na moje ramię i wytrzeszczył oczy.
- Naruto- syknęła Sakura.
- A, tak-tak! Więc… co było potem?- znowu zadrapał się do krwi i syknął z niezadowoleniem.- Um… wtedy się trochę wziąłem w garść. Pomyślałem, że pewnie Kyuubi panuje nad moim ciałem i ludzie z wioski mają kłopot- zarumienił się lekko i wyszczerzył. Ocho… jego górne kły zaostrzyły się i wydłużyły. Niewiele większe niż te właściciela psa, ale zawsze.- I wtedy Kyuubi się skulił. Bronił się już tylko, tak jakby moje ciosy, które wcześniej mu nic nie robiły były dla niego za mocne. To było naprawdę dziwne… Kiedy uderzyłem go w jego durny pysk nagle zniknął, a ja byłem sam. Wtedy zobaczyłem cię znowu- spojrzał na mnie.- I chyba zemdlałem. Ale co się stało?- rozejrzał się.- Nie rozumiem… ta bitwa to jakiś sen? I skąd mój ogon i…
- Spokojnie, już tłumaczę- powiedziałam.- Rzeczywiście stoczyłeś bitwę z Kyuubi’m. Bitwę na śmierć i życie. Równocześnie nikogo nie skrzywdziłeś.
Blondyn odetchnął z wyraźną ulgą. Naprawdę miły i troskliwy ninja z niego… coś bardzo rzadkiego. Dlatego tak bardzo w niego wierzyli…
- Posłuchaj. Na skutek niedokładnych informacji uwolniłam cię od pieczęci…
Naruto jęknął.
- …lis nie mógł zaatakować nas od razu z pełną mocą, więc zdążyłam wznieść specyficzne zabezpieczenia. Ty walczyłeś swoją duszą z Kyuubi’m, podczas, gdy ja trzymałam go unieruchomionego. Dlatego ani ty, ani on nie mieliście do dyspozycji technik, ani chakry. To była walka przekonań i woli.
Nie wygląda jakby rozumiał.
- Człowiek nie może wygrać z demonem chakrą, lub technikami. W taki sposób nie można zabić demona. Trzeba zabić jego duszę. Ty dałeś radę dzięki temu, że chciałeś chronić innych. On żył tylko dla siebie, dlatego był słabszy.
Zarumienił się onieśmielony i zaczął drapać po karku. Wyszczerzył się do mnie.
- Nie przesadzaj, ja wcale nie…
- Właściwie to zdążyłeś w ostatniej chwili- na te słowa zamarł.- Nie mogłam go dłużej przytrzymywać. Teraz musisz zrozumieć coś bardzo ważnego. Kyuubi nie żyje. Jego moc należy do ciebie. Nie mogłeś pochłonąć całej…
- Nie rozumiem.
Westchnęłam. Dlaczego moi klienci zawsze są półgłówkami?
- Co najbardziej lubisz jeść?
- Ramen- wyszczerzył się.
- Więc… Kyuubi to miska ramenu. Wyobraź to sobie.
Blondyn skinął.
- Jego dusza to wieprzowinka, a reszta to jego chakra, ciało i tak dalej.
Znowu przytaknął.
- Bardzo ci się spieszy, więc jesz ramen w biegu. Część zupki i klusek ląduje na twoich ubraniach. Kiedy to zauważasz, kluski dojadasz, a resztą się nie przejmujesz bo już nie dasz rady zrobić nic z plamami, prawda?
Skinął.
- Tak było tym razem. Chakra Kyuubi’ego cię splamiła. Większość wylądowało w tobie i zostało przetrawione. Chakra, która cię splamiła pozostawiła na tobie ślady.
- Wyglądam inaczej?- przechylił głowę na bok.
- Ona mu to wytłumaczyła- powiedziała z podziwem Sakura.
- Większość moich klientów jest głupsza od niego- poinformowałam ją spokojnie.- Tak, wyglądasz inaczej. Masz lisie uszy…
Natychmiast zaczął macać swoją głowę.
- Coś pomiędzy pazurami, a paznokciami.
Skinął wodząc opuszkami palców po uszach.
- Ogon, z którym twoją głowę na kręgosłupie łączy sierść…
Spojrzałam na jego nogi.
- Pokarz stopy.
Zrobił to posłusznie.
- Poduszeczki jak u zwierząt- skwitowałam.- Poza tym teraz będziesz się błyskawicznie regenerował i możesz mieć bardziej wyczulone zmysły…
- Co?
- Wzrok, słuch, węch, czucie- na to słowo zarumienił się- smak. Na górze w szczęce, dwa twoje zęby zmieniły się w kły. Nie jest to zbyt widoczne.
Chłopak szybko obadał swoje uzębienie.
- Poza tym jak chcesz wiedzieć więcej muszę cię przebadać, gdy będziesz nagi.
Na te słowa poczerwieniał.
- Równie dobrze może to zrobić wasza Hokage… skoro to już wszystko, możecie iść.
- Ale twój dom…- zaczęła Sakura.
- Powiedziałam- posłałam jej chłodne spojrzenie.- Niczego od was nie chcę.
- Pozwól nam chociaż sobie zapłacić!- powiedziała Hokage.- To…
- Muszę uzupełnić papiery, przestańcie mi straszyć klientów- machnęłam na ninja ręką po czym przygryzłam kciuk.- Przyzwanie! Wrota Świątynii Trzech Kropli Krwi!
Przeszłam przez bramę, która pojawiła się przede mną.
Rozejrzałam się po ośnieżonej świątyni i westchnęłam.
*
Otworzyłam drzwi do pokoju, w którym wczoraj zostawiłam trzech rannych i westchnęłam. Zwiali. Czyżby nie rozumieli po ludzku? Powiedziałam im wyraźnie: siedzieć na dupach! Teraz czeka ich kara- będą dochodzili do sił dwa tygodnie, a nie trzy dni…
BUM!
O kurna… uderzyłam o ziemię kilkanaście metrów od części domu, którą odbudowali mi wieśniacy…
Krzywiąc się podparłam na łokciu i uniosłam na nim. Ninja z Konoha Gakure. ANBU.
Splunęłam krwią na żwirek obok mnie. Nie nazwałabym tego najmilszym ze strony Tsunade… ale teraz rozumiem dlaczego oni uciekli.
Wstałam chwiejnie… i nastąpił kolejny wybuch. Krzyknęłam z bólu zataczając się i spojrzałam na lewe ramię… straciłam rękę.
Spojrzałam z nienawiścią na wroga.
- Tacy jak wy… nawet na splunięcie nie zasługują- warknęłam.- Tajemna Technika Zanshii! Trzecia Krew! Bóg Śmierci!
Co prawda wyglądam jakbym miała lewe ramię… westchnęłam i sięgnęłam prawą dłonią za siebie po miecz stworzony z krwi. Czas przejąć ich chakrę i krew.
- GIŃCIE!
Kiedy byłam w połowie drogi do nich stwierdziłam, że dwójka ma jeszcze trzech kompanów… nie ważne, nie dam się zabić.
*
Cholera… ci ANBU mnie wkurwiają… naprawdę mocno wkurwiają! Ale nie zmienia to mojej żałosnej sytuacji. Umieram.
Tak… oto nadchodzi koniec ery mego klanu. Utrzymywaliśmy się przy życiu wraz z naszą wiedzą naprawdę długo. Biorąc pod uwagę ilość wojen, w których byliśmy niezależnymi medykami… ilość ludzi, którzy przewinęli się przez to miejsce… przykro mi trochę, że tak łatwo jest mnie zabić, ale nie jestem bogiem. W sumie… nie jesteśmy bogami. Tak powinnam rzec.
Niech więc nadejdzie śmierć, a świątynia pozostanie zamknięta na wieki.
- Zanshii-san!
Jakiś głupiec przybył mnie ratować… idioto. Ja już nie żyję.
Uśmiechnęłam się błogo i osunęłam na kolana. Nie ma już bólu. Nie ma strachu. To koniec.
Moja krew mnie oswobodziła. Zrobiłam w życiu wszystko co mogłam. Do czego byłam zdolna…
Jak przez mgłę zobaczyłam cudowne błękitne, kojące oczy. Jak niebo… nie chcę tracić tego nieba…
Właściciel mojego nieba rozpłakał się. Nie. Nie można ci płakać…

2 komentarze:

  1. Twój blog został dodany do rejestru :)
    http://internetowa-biblioteka.blogspot.com/2012/11/nabazgrane-w-dzienniku.html

    Pozdrawiam!
    Aoi-chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy blog :)
    Obserwujemy i komentujemy nawzajem?:)

    OdpowiedzUsuń