poniedziałek, 14 listopada 2011

Demony polują nocą cz.1

FANDOM: Harry Potter
Beta: -
Długość: ??
Rating: +16
Ostrzeżenia: przeczuwam duużo krwi i niestosownych myśli bohaterki, która wprowadzi nas w świat swoich myśli, kanon jest wrogiem mojej psychiki, a zdania mogą być czasami nieskładne(co świadczy o tym, że mój mózg pracuje inaczej niż przeciętnego człowieka).




- Słyszałeś?
Zerknęłam przez ramię na parę ludzi pochylonych nad kuflami z piwem.
- Co?
- Czarny Pan płaci 1000 sztabek złota za głowę chłopaka.
Z zainteresowaniem uniosłam brew i przyjrzałam się uważniej parze. Są dziwni... czuję to. Otaksowałam ich spojrzeniem z góry w dół... w blasku lamp z mroku wyłania się srebrzysto-fioletowy połysk skóry. Ach, więc to magowie. Powinnam była się zorientować wcześniej. Zwykli ludzie nie zatrzymują się grubo po północy w parku. Tamci wiedzą co ich tu czeka... ci jeszcze nie. Ale posłuchajmy najpierw. Co mi powiedzą?
- Cena podskoczyła?- zdziwił się drugi.
- Tak, już trzeciego załatwiono...
Coś otarło się o moja nogę! Podskoczyłam. Uf... to była tylko wiewiórka... odetchnęłam.
- Kto tu jest?
Cholera, musiałam zaszeleścić! Skrzywiłam się i zerknęłam na magów. Wskazują w moim kierunku różdżkami. Westchnęłam bezsilnie i wyszłam spomiędzy drzew. Grubszy opuścił patyk.
- Dziewczynka- uśmiechnął się lubieżnie.- Chodź tu malutka, napij się z nami.
- Co tu robisz o tak późnej porze dziewczynko?
Napięłam wszystkie mięśnie i z trudem powstrzymałam pogardliwy uśmiech. Moja warga zadrgała.
- Nie bój się tego grubasa...
- Ted!
- ...nic ci nie zrobimy. Zgubiłaś się?
Idiota.
Skoczyłam na niego i wbiłam kły w jego szyję.
- Ted!- tym razem grubas był przerażony.
Uniosłam mój ogon i ostrą lotką strzałki poderżnęłam mu gardło. Cisza... błoga cisza...
*
Ziewając wkroczyłam do jadalni. Natychmiast zebrałam kilka morderczych spojrzeń.
- Co?- spytałam przecierając leniwie oczy.
- Miałaś wczoraj pomóc mi z łukiem- powiedział Rzemieślnik po czym wyszedł.
Przewróciłam oczyma i usiadłam przy stole.- Jeść- zażądałam.
- Nic nie dostaniesz- powiedział Szef. Posłałam mu pytające spojrzenie.- Piłaś wczoraj krew prosto z człowieka- wzruszył ramionami.
Hm... skąd wiedzą? Podparłam brodę ręką i wpatrzyłam się w najbardziej odległy kąt pomieszczenia. Nie musiałam długo czekać. Postanowili odpowiedzieć na pytanie, które zadawałam sobie w myślach. Przede mną wylądowała gazeta. "Prorok Codzienny". Zdjęcie przedstawia moje ofiary. Miejsce zbrodni jest zabezpieczone po mugolsku.
"Wampiry wracają do miast?"
- Ludzie- prychnęłam z pogardą.
- Chcesz żeby nas znaleźli?- spytał mnie opryskliwie Szef.- Jesteśmy jednymi z nielicznych Królewskich! Oficjalnie...
- Wiem- ziewnęłam.- Nie wiem, czy pamiętasz ale byłam przy wkroczeniu aurorów do pałacu Jego Królewskiej Żarłoczności.
Ktoś uderzył mnie w tył głowy.
- To wy wprowadziliście się do mojego domu. Nie przypominam sobie bym was zapraszała- warknęłam rozglądając się z ironią. May Leen skuliła się i pognała do spiżarki. Towarzysze Szefa, który kiedyś zajmował zaszczytne miejsce Dowódcy Straży, patrzą na mnie z pogardą. Ani Lucyfer, ani Lucrex nie wyjrzeli zza swoich ksiąg.- Możecie odejść w każdej chwili...
- Przez ciebie nas znaleziono. Otrzymaliśmy ultimatum, wydadzą nas lub im pomożemy.
Przyjęłam od Szefa list i spojrzałam nań.
"Królewskie Demony!
Oferuję wam życie bez ograniczeń. Musicie jedynie przyprowadzić do mnie Harry'ego Pottera i służyć mi póki nie zwyciężę..."
- Prostak- rzuciłam listem w twarz Szefa.
- Nie mów tak o nim! To najpotężniejszy...
- Więc to jest ten "Czarny Pan"?- prychnęłam.- Żałosne. Za moich czasów byli bardziej wyrafinowani....
- Za twoich czasów Zamek upadł- poinformował mnie Felicjan.
Łypnęłam na albinosa z pogardą.
- Nie moja matka wydała jego...
- Przestańcie! My już podjęliśmy decyzję. Jaka jest twoja?
- Nigdy nie zniżyłam się do poziomu służby- spojrzałam z wyższością na Szefa.- To wy jesteście tą bandą mięczaków, która zawsze potrzebuje lidera.
Scalamandrus przez chwilę przyglądał mi się z wypisaną na twarzy mieszaniną kpiny i pogardy. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy. Gdy po raz pierwszy zaszłam na dwór, ani gdy spotkaliśmy się 10 lat temu w Londynie. Nie chodzi tu tylko o zupełnie różne poglądy na świat. Po prostu "jesteśmy na siebie uczuleni". Zazwyczaj on udaje, że nie ma nic przeciwko mnie, ale dziś stracił chyba cierpliwość.
- Jeżeli spróbujecie zdradzić nasze tajemnice, zapomnę, że jesteśmy wyginającym gatunkiem i was zamorduję- powiedziałam spokojnie.- Jak to mawiają mugole? Krzyż na drogę.
- Pewnie to i lepiej- prychnął Scalamander odwracając się w stronę drzwi.- Nie chcielibyśmy nieść na plecach balastu.
Bezczelny... chce mnie sprowokować do potyczki słownej, czy może to jego pożegnanie? Ciszę przerwało trzaśnięcie drzwi.
- Cyklonie...
Łypnęłam posępnie na Lucrexa.
- Co zrobimy?- spytał zamykając książkę.- Jeżeli rzeczywiście tu przybędą...
- To blef. A jeżeli nie, zabijemy ich i...
- Jest nas czworo.
- Mordowanie magów to moja specjalność. Zatrzymam ich.
- Nie chcemy byś zginęła...
Zirytowana poderwałam się i przeszłam do sali treningowej. Z furią zaczęłam okładać mięso, do którego zaczęły się zlatywać muchy.
- Pani Cyklon...
Cholera, nie zauważyłam kiedy weszła...
- May Leen- skinęłam opuszczając ręce wzdłuż ciała.
- Czy... czy to dobrze, że odeszli?
Odwróciłam się przodem do nastolatki.
- Nie przeżyłaś tyle co ja, oczywiście, że to dobrze.
- Ale oni są silni... jeżeli połączą się z potężnym wrogiem...- powiedziała cicho.
- A dlaczego i my nie mielibyśmy podpisać porozumienia z jakimiś magami?- uśmiechnęłam się chytrze.- Nie jestem głupia May Leen. Nie pozwolę uczuciom przesłonić korzyści dla rodziny...
- Zbadałam sprawę na ich rozkaz. Czarny Pan ma w mocy 30 bardzo silnych magów i conajmniej 60 o średniej sile.
Westchnęłam ciężko i przyjrzałam się przenikliwie dziewczynie.
- Powiedz mi, co ci powtarzam od kiedy przyszłaś do mnie? Nie oceniaj ludzi po magii, czy talentach.
- Ale tylko ty jesteś wojownikiem! Ja... ja dopiero się wszystkiego uczę, jestem za młoda... Lucrex to medyk, sama mi mówiłaś pani Cyklon, że tacy nie używają zaklęć defensywnych... nie wspominając o Rzemieślniku! Nie mamy szans!
Przez dłuższą chwilę przyglądałam się mocno zaniepokojonej dziewczynie. Ona tak naprawdę nie ma pojęcia kim jesteśmy, jakie mamy możliwości i moce. Nie wie kim jestem ja i nic w tym dziwnego- ma tylko 15 lat, a ja ponad tysiąc. Ona wciąż boi się śmierci... to dziecko. Eh... w sumie jestem chyba najstarszym Królewskim na świecie. Podeszłam do niej i położyłam ręce na jej ramionach. Zerknęła z obrzydzeniem na moje dłonie. Racja, wciąż są na nich ślady mięsa.
Cofnęłam dłonie i otarłam je o sukienkę.
- Zaufaj mi- poleciłam zerkając na dziewczynę kątem oka.- Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze?
- Wypili całe zapasy.
- CO!?- ryknęłam ze złością.
Mała skuliła się.
- Świetnie- warknęłam.- Powiedz Lucrexowi, że idzie wieczorem na polowanie.
- Ale on jest...
- Nic mnie nie obchodzi, że jest medykiem!- fuknęłam na nią.- Zejdźcie mi wszyscy z oczu!
Przestraszona moim wybuchem wybiegła z sali. Odwróciłam się do mięsa. Dziś zrobię z niego papkę dla niemowląt. Z rykiem rzuciłam się na martwe ścierwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz